wtorek, 26 września 2017

Dwie strony medalu | Dziecko na pokładzie



Drogi blogu,
Szczerze przepraszam, że Cię ostatnio tak zaniedbuje, niestety na pokładzie naszej rodziny pojawiła się nowa osóbka, która doszczętnie wywróciła mój świat do góry nogami, żeby Cię pocieszyć dodam, że nie jesteś jedyną osoba, którą zaniedbuję
, w odstawkę poszły moje ulubione seriale oraz programy telewizyjne, co nie oznacza, że nie oglądam TV i mogę Ci opowiedzieć wszytkie epizody Świnki Peppe bądź Mickey Mouse Club House. Nie jestem już na bierząco w trendach muzycznych, nie mam pojęcia co jest numerem jeden na listach przebojów, w zamian utwory Disney'owskich bajek doszczętnie odkurzyłam w pamięci mej. Moja toaletka wraz z makijażowymi perełkami potrzebuje dobitego obtarcia z kurzu, pędzle wołają o chwile uwagi oraz gruntowe czyszczenie, równie dobrze mogłabym wszytko wyrzucic do śmetnika, poprzez nie użytek z jakim się spotkały. Jak już tak narzekam, to wspomne o garderobie, która od ostatnich 5 miesięcy równa sie legginsy i top na ramiączkach, co bym miała szybki dostęp do moich mleczarni, a żeby poskromić głod tej pochłaniaczki mojego życia.
Macierzyństwo to cieżki orzech do zgryzienia, w moich oczach oczywiście, wszytko schodzi na drugi plan, szczególnie gdy dopadnie Cię syndrom pierwszego dziecka i nie pozwalasz nikomu ingerować, z czym wiąże się wszelaka pomoc z każdego strony, którą doszczętnie odrzuczasz. I wtedy zostajesz z dzieckiem, które ryczy trzymane przez każdego kto nie jest mamą albo tatą, co na dodatek tłumaczysz sobie kolejnym skokiem rozwojowym i masz cichą nadzieje, że kiedyś minie, nie martwta się ciotki i wujki pracuje nad tym.
Prawda jest taka, że nic nie jest takie jak było, nawet ja się zmieniłam, taka jakaś jestem bardziej otwarta i śmielsza, tu pogadam, tu zagadam, tu gdzieś wyjde, a nawet się uśmiechne do nieznajomego, który z politowaniem zerka na me dziecko, które drze się jakoby ten super-hiper drogi wózek parzył ją w cztery litery. Matczyne problemy, jak to się mówi, chciałam to mam.

Jednak jest też druga strona medalu, ta lepsza, bardziej błyszcząca, więcej warta, ta która jednym uśmiechem rozwiewa świadomość, że ta sterta naczyń może poczekać do jutra, że świat się nie skończy, gdy się nie pomaluję idąc do spożywczaka czy na pocztę, o praniu nawet nie wspomnę :)
Bo ta druga strona macierzyństwa, to jest to wszytko o czym marzyłaś przez te 9 miesięcy ciąży, ta odpowiedzialność za tą bezbronną istotkę, to bezgraniczne zaufanie jakim darzy Cię twoje dziecko, to jak się poznajecie i uczycie siebie nawzajem, te wszytkie odkrycia i kroki jakie stawia ten maluszek w tym ogromnym świecie, a najważniejsze ta miłość, ten zupełnie nowy rodzaj miłości, którego nie da się wytłumaczyć słowami. 
Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób, nie mając doczynienia z dziećmi, nie wiedziałam jak ważnym wydarzeniem będzie głupie trzymanie grzechotki, bądź też obracanie z plecków na brzuszek, a nasz pierwszy ząbek to była wiśieńka na torcie. Człowiek taki jak ja, bez styczności z niemowlakami, nie wie, że dziecko musi nauczyć sie dosłownie wszytkiego, i naszą rolą jest pokazać mu oraz ułatwić tą, czasami przerażającą oraz wyboistą drogę.

Przychodzą takie momenty, kiedy to patrzę na moję dziecko i pytam pana meża "mamy dziecko, czaisz?" "ona jest nasza, już na zawsze, rozumiesz?"
Życie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś, czasami nawet nie chcę żeby było, bo ile można gapić się w TV bądź monitor laptopa, lub brać kolejną porcję nadgodzin tylko po to aby państwo zabrało Ci jeszcze więcej podatku, a Ty, swój wolny, długo wyczekiwany weekend, spedzasz w pracy, za ten ekstra grosz, który wydasz na jedzenie, które równie dobrze mogłeś/aś sam/a ugotować.

Wydaje mi się, że byliśmy w takim momencie naszego życia, że potrzebowaliśmy takiego wstrząsu, pobudki od tej monotonni, potrzebowaliśmy obrać nowy kierunek, i mimo, że podjęcie tej życiowej decyzji, zajeło mi kilka miesięcy, to była to decyzja mojego życia. Najważniejsza.

Dziś po 6 miesiącach być matką, mogłabym napisać szereg poradników ma temat macierzyństwa, gdyż tyle ile nauczyłam sie w te kilka tygodni, to chyba więcej niż te długie lata spędzone w szkolnej ławce.

Co lubię w macierzyństwie?
Dosłownie wszystko, jest to wspaniały okres, jedyny w swoim rodzaju , bo czas biegnie tylko w jedną stronę, to co było wczoraj to historia, a dziś jest nowy dzień, nowe wyzwania. Uwielbiam poranki z uśmiechem, nawet nocne karmienia, i nawet pomimo zmęczenia jesteśmy najsześliwsi.
Czego nie lubię w macierzyństwie? 
Frustracji, niezrozumienia, tego, że potrafię być zła na tą Bogu wanną istotkę, że chce czasami wyjść, trzasnąć drzwiami i nie wrócić, nie słyszeć kolejnego wołania z pokoju obok. Są normalne uczucia i emocje. W końcu jesteśmy tylko ludźmi.

Nie będę Wam tu więcej biadolić, koniec na dziś tych sentymentalności. Matka idzie spać, póki mój kaszopochłaniacz śpi. Ooo tak, moje dziecko już wpiernicza kaszki i brokuły, czaicie?
Ale o rozszeraniu diety opowiem może kiedyś. Narazie czekam na moje książki kucharskie dla maluszków, które zamówiłam w Polsce, a które mama mi przywiezie za dwa tygodnie. A wtedy kuchnia będzie moja, masterszef Gordon Ramsey się schowa jak zaczne kucharzyć dla mojej córy.
Ale to temat na inny dzień. Niech moc będzie z Wami Matki i Mamuśki, a i noc niech łaskawą bedzie.
Dobranoc.









@marlena_parr

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz